Łzy spływały po moich bladych policzkach niczym krew z nosa. Powoli, bardzo powoli, lecz każda pojedyncza kropelka była wypełniona żalem, cierpieniem i ogromnym rozczarowaniem. Jednak w głębi duszy pojawiła się mała iskierka radości oraz nadziei. Szybko wyrzuciłam te niepożądane uczucie z siebie. Nie chciałam tych emocji w sobie, bowiem doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to tylko złudzenie. Tak naprawdę Louis nie wrócił dla mnie. Przyszedł tutaj, bo tak wypadało. Chociaż ze względu na ilość czasu jaka upłynęła od naszego ostatniego spotkania, miałam coraz większy mętlik i nie wiedziałam co miałam o tym myśleć.
Podkuliłam nogi pod brodę i założyłam splecione dłonie na kark. Nie chciałam płakać, nie chciałam się smucić, a przede wszystkim nie chciałam widzieć go u progu drzwi do mego domu. Jedyne o czym marzyłam, to żeby wracał tam, skąd przyjechał. Radziłam sobie bez niego trzy lata, więc poradziłabym sobie już do końca życia. Zastanawiało mnie to, co go podkusiło, aby tutaj przyjść. Nasuwała mi się jedynie myśl, że to jego ukochana mama kazała mu mnie w końcu odwiedzić. Sam przecież nie wpadłby na ten pomysł, bo cóż, trzeba to przyznać, iż jedyne czym się może pochwalić to kolekcja wyżutych gum, które zbierał w podstawówce. Dziwna pasja, tym bardziej, że nie wszystkie to on trzymał w swojej buzi, ale także jego rodzice, znajomi, listonosz czy okoliczny bezdomny. Tomlinson był jedyną osobą, która mogłaby udowodnić, że ujemne IQ naprawdę istniało. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że zachowywał się tak, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Pieprz się, Louis.
Przed oczami wciąż miałam moment, gdy zatrzaskiwałam mu z hukiem drzwi przed nosem. Jego mina w tamtym momencie za pewne wyrażała więcej niż tysiąc słów. Mógł się tego spodziewać. Przecież na pewno nie zamierzałam mu się rzucać na szyję i wykrzykiwać uradowana: "Och, ach, ech, tak bardzo tęskniłam. Wybaczam ci wszystko, bądźmy przyjaciółmi tak jak kiedyś. Chodź, zrobię naszą ulubioną kawę i opowiesz mi co u ciebie się działo przez te trzy lata, kiedy to postanowiłeś mnie opuścić. Niech żyje, Lou". Prędzej umarłabym niż to zrobiła. Zdecydowanie.
Usłyszałam nagle dziwne odgłosy dobiegające z balkonu. Przeraziłam się, bowiem nie zdarzyło mi się słyszeć szmery w tamtym miejscu o tak później porze. Tym bardziej, że znajdowało się ono na pierwszym piętrze. Szybko otarłam łzy i wzięłam do ręki pierwszą lepszą rzecz jaką miałam obok siebie. Ruszyłam wolnym, aczkolwiek zdecydowanym krokiem. Otworzyłam drzwi balkonowe i wtedy moim oczom ukazała się nieznana postać, którą delikatnie oświetlało światło Księżyca. Niestety, nie zdołałam dostrzec twarzy osoby, dlatego pierwszą myślą był włamywacz. Podbiegłam w jego stronę i drżącymi rękoma uderzyłam go rzeczą, którą aktualnie trzymałam. Nieznajomy złapał mnie za nadgarstki i zaczął się wydzierać na cały regulator. Od razu rozpoznałam męski, znienawidzony głos.
– Opanuj się, to tylko ja! – krzyknął, nie spuszczając ze mnie nawet przez sekundę przenikliwego wzroku. – Dlaczego wzięłaś na mnie futrzane kajdanki? Przecież mieliśmy ich dopiero użyć do naszych nocnych igraszek. Chyba, że chcesz już teraz? Okey, w takim razie ty będziesz seksowną policjantką, a ja groźnym, ale zarazem niezwykle przystojnym przestępcą. Och, skuj mnie, skuj – zajęczał, ruszając swoimi brwiami i wystawiając ręce w moim kierunku. Po chwili zaczął się chichotać. W przeciwieństwie do niego, mi nie było do śmiechu. Co za dzieciak...
Teraz miałam już wystarczające dowody na to, że Louis był kompletnym idiotą. Powinien zapisać się do dobrego lekarza-psychiatry, bo być może dało się jeszcze coś uratować z jego małego mózgu, którym mrówki mogłyby grać w golfa. Jego twarz była irytująca i nie znałam odpowiednich słów, które dałyby radę to opisać. Dlatego proszę, wyjdź stąd, pajacu. O patrz, tam są drzwi. Do widzenia!
– Tomlinson, zatrzaskując ci drzwi przed nosem miałam nadzieję, że zrozumiesz aluzję. Nie mam ochoty patrzyć na ciebie. Myślałam, że to pojmiesz od razu, ale cóż, najwidoczniej przeceniłam twoje zdolności intelektualne. Widzę, że trzeba ci to przeliterować. W-Y-N-O-C-H-A! – wycedziłam nieprzyjemnie przez zęby. Nie zamierzałam być w stosunku do niego miła, bo ani trochę na to nie zasługiwał.
Chłopak zignorował moje słowa i pewnym krokiem wszedł do mojego pokoju. Och, literowanie również nie przyniosło oczekiwanych skutków. On był albo głupi albo jeszcze bardziej głupi. Pewnie żadna z tych opcji nie była prawdą, bo on był kurewsko głupi, a nawet głupszy. Nie wiem co zamierzał tym osiągnąć, bowiem byłam osobą, która nie zmieniała zdania zbyt często, praktycznie w ogóle. Umiałam trwać przy swoim i za żadne skarby świata nie będę rozmawiać z nim tak jak kiedyś. Nie wiem czy jego móżdżek nie potrafił tego pojąć czy był tak naiwny, że wierzył, iż wszystko dało się naprawić. Jeśli to drugie, to bardzo się przeliczył, bo idealnym dowodem tego była moja ulubiona zabawka z dzieciństwa, którą popsuł. Hmm, z tego co wiedziałam, to do dzisiaj była zepsuta i leżała w piwnicy. Skoro lalki nie dało się naprawić, to tym bardziej złamanego serca. Szach-mat, Louisie! Łyso ci?
– Nic się tu nie zmieniło – powiedział z promiennym uśmiechem na twarzy i dalej rozglądał się po pomieszczeniu. – O! Masz nawet jeszcze tego wielkiego misia, którego dostałaś ode mnie na szesnaste urodziny. Jak miło – odrzekł, wskazując ręką na puchatego niedźwiadka, stojącego w kącie pokoju. Och, miałam go już wyrzucić dawno temu. Dlaczego o tym zapomniałam? Bo ci o nim przypominał, głupia...
– Louis, wyjdź z mojego domu! – rozkazałam, wskazując ręką na drzwi. Nie chciałam przebywać w tym samym pomieszczeniu, co on. Zatruwał mi powietrze. Przeszkadzała mi jego obecność. Czułam się przy nim nieswojo i dziwnie. Musiałam się go pozbyć. – Nie jesteś tu mile widziany. Wynoś się stąd. Natychmiast!
– Twoja mama na pewno nie wyrzuci mnie z mieszkania, Mandy – powiedział usatysfakcjonowany, przeczesując prawą ręką swoje brązowe włosy. – Jest na dole? Pójdę się z nią przywitać. Dawno jej przecież nie widziałem – dopowiedział, a ja miałam ochotę rozbeczeć się niczym małe dziecko, któremu coś zabrano.
– I nie zobaczysz – oznajmiłam ze łzami w oczach, po czym odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie lubiłam, gdy ktoś widział jak płaczę, bo to była oznaka mojej słabości, więc musiałam powstrzymać ciecz przed wypłynięciem. – Zmarła dziesięć miesięcy temu na raka tarczycy – rzekłam smutno, zaciskając dłonie w pięści. Mówienie o tym wciąż sprawiało mi ból. Nie pogodziłam się jeszcze z jej śmiercią i nie zanosiło się na to, aby w najbliższej przyszłości tak się stało. Czas, czas, czas...
– N-nie wiedziałem. Przykro mi. Przyjmij moje wyrazy współczucia – odrzekł, a na jego twarzy dostrzegłam smutek. Kompletnie zaszokowała go ta informacja. Zdziwiłam się, ponieważ myślałam, iż jego rodzicielka go o tym poinformowała.
– No tak, skąd mogłeś wiedzieć, skoro nawet się do mnie nie odezwałeś przez ten cały czas ani jednym słowem, hm? – Wbiłam mocno wskazujący palec w jego klatkę piersiową. – Nawet nie pofatygowałeś się do mnie przyjść i pożegnać, a przecież wtedy w nocy – urwałam, aby się nie rozpłakać. – Obiecałeś.
W pokoju zapanowała niezręczna cisza. Louis miał spuszczoną głowę i wciąż przyglądał się swoim czerwonym trampkom. Co on widział w nich takiego interesującego? Podeszłam do szafki i z szuflady wyjęłam paczkę papierosów. Wyciągnęłam jednego z opakowania i włożyłam go sobie między suche wargi. Chłopak uważnie mi się przyglądał i śledził każdy mój ruch. Z kieszeni wyjęłam zapalniczkę i zapaliłam papierosa. Zaciągnęłam się, a do moich płuc dostał się dym papierosowy. Wypuściłam go z ust i patrzyłam jak unosi się ku górze.
– Od kiedy ty palisz? – spytał się zdezorientowany Louis, podchodząc do mnie bliżej. Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Zaczął dłonią rozmachiwać smród szluga. Pewnie źle wpływało na jego cerę, a taka gwiazda nie mogła sobie na to pozwolić. – Wyjmij z ust to świństwo. Trujesz się tylko tym gównem – powiedział, wyjmując mi papierosa z ust i wyrzucił go przez balkon. Co za bezczelny idiota.
– Ojej, jakie to słodkie, że się tak o mnie martwisz – prychnęłam sarkastycznie, mierząc go wzrokiem. – Jestem ci za to niezwykle wdzięczna. Szczególnie przez te trzy lata naprawdę o mnie dbałeś. Normalnie skarb, a nie człowiek – rzekłam z udawaną wdzięcznością. Wspominałam już wcześniej, że mówienie mu takich rzeczy sprawiało, że miałam wielką satysfakcje? Lubiłam patrzyć na jego cierpienie.
Drzwi od pokoju gwałtownie się otworzyły, a w nich stanęła Darcy. Zdziwiła się, gdy dostrzegła Louisa ze mną w jednym pomieszczeniu, aczkolwiek na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Siostra w dzieciństwie bardzo go lubiła. Można rzecz, że nawet się w nim podkochiwała, pomimo tego, iż było między nimi siedem lat różnicy. On jednak zawsze traktował ją tylko jak siostrę. W innym wypadku podchodziłoby to pod pedofilię. Cóż, wszystkiego mogłam się po nim spodziewać. Kiedyś myślałam, że znałam go na wylot, jednak z biegiem czasu dostrzegłam, iż tak nie było. Wciąż mnie zaskakiwał coraz gorszymi niespodziankami. Dawny Louis nigdy nie istniał. To była tylko jego przykrywka. Dlaczego musiałam być ofiarą?
– Cześć Lou. – Rzuciła mu się na szyję, a ja miałam ochotę zwymiotować na widok tej scenki. Jak ona mogła go przytulać? Przecież opowiadałam jej jaki z niego drań. Zdrajczyni od siedmiu boleści. To, że przeszłaś teraz przemianę w dobrego aniołka, nie oznaczało, iż miałaś się bratać z moim wrogiem. Halo, byłyśmy siostrami do cholery! – Nie wiedziałam, że u nas jesteś – odparła zgodnie z prawdą.
– Jak ty urosłaś, mała. – Wymusił uśmiech na twarzy. Trzeba przyznać, że był dobrym aktorem, bo gdybym spotkała go po raz pierwszy, to z pewnością uwierzyłabym w jego słowa. Jednak było inaczej. Wiedziałam, iż za Chiny nie interesowało go życie siedemnastolatki. Miał w dupie to czy urosła. – Przyszedłem przed chwilą. – Zapomniał dodać, że przez balkon, bo nie chciałam go wpuścić. Zachował się jak włamywacz. Prawdę mówiąc, to mogłam zadzwonić na policję.
– Hayley się obudziła i cały czas hałasuje. Możesz do niej zajrzeć i coś zrobić, bo przeszkadza mi w nauce? Nie mogę się skupić – zwróciła się do mnie siostra, a ja przytaknęłam głową, po czym szatynka pokiwała chłopakowi i wyszła z pokoju.
– Co za Hayley? – Spojrzał na mnie pytająco Tomlinson, poprawiając po pedalsku swoją grzywkę. Jaki laluś się z niego zrobił. No coś podobnego. Kiedyś w ogóle nie przejmował się swoim zewnętrznym opakowaniem. Co sława robiła z człowiekiem. No tak, taka gwiazda jak on nie mogła przypominać z wyglądu zwykłego, szarego człowieka. Tak nie wypadało! Musiał rzucać się w oczy i udawać wyjątkowego.
– Moja siostra. O tym pewnie też nie wiedziałeś – powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem. – Jak widzisz, nie mam czasu na te jakże przemiłe pogawędki z tobą, Lou – oznajmiłam sarkastycznie, składając swoje dłonie ze sobą tak, jakbym chciała się pomodlić. Wskazałam znacząco w stronę drzwi i po chwili ponownie zabrałam głos. – Więc prosiłabym cię o opuszczenie tego domu.
– Mogę chociaż wyjść drzwiami? Czy mam znowu skorzystać z balkonu?
– Możesz drzwiami.
Chłopak zostawił na moim łóżku starannie zapakowaną paczuszkę i wyszedł z mieszkania. Poszłam do pokoju Hayley, aby ją utulać do snu, lecz gdy tylko znalazłam się w tym samym pomieszczeniu co ona, spostrzegłam, że mała słodko spała. Wyglądała jak mały aniołek. Mój aniołek. Nikogo innego.
***
Louis
Wszedłem do salonu i usiadłem na beżowej, skórzanej sofie. Głowę ułożyłam na oparciu, zamykając oczy. Powoli wypuściłem powietrze z ust. Wszyscy domownicy już dawno spali. Tylko moja rodzicielka jeszcze krzątała się po kuchni. Nie wiedziałem, co ona tam robiła, skoro było już po północy. Jak zwykle brała na siebie za dużo obowiązków, a później nie wyrabiała się w czasie. Uroki piątki dzieci.
Nie przypuszczałem, że spotkanie z Mandy podziała na mnie w taki sposób. Miałem ochotę rozpłakać się niczym małe dziecko. Traktowała mnie jak największe gówno świata. Sprawiała mi ogromny ból, jednak po tym, co jej zrobiłem... Dałbym sobie po mordzie. Kilka lat temu nie dopuszczałem do siebie myśli, iż kiedykolwiek moglibyśmy zachowywać się tak w swoim towarzystwie. Mój najgorszy koszmar się ziścił. Byliśmy sobie zupełnie obcy, nie było między nami niczego.
Mandy Lane zmieniła się. Nie była już tą małą i delikatną dziewczyną z dzieciństwa. Teraz była pewna siebie, niezależna i zdecydowana. Mówiła wszystko o czym pomyślała, nie patrząc na to, czy sprawiała komuś przykrość. Nie przypominała mi ani trochę mojej przyjaciółki. Zupełnie jej nie poznawałem. Albo po prostu udawała. Może to tylko maska, którą zakładała codziennie na twarz, a ściągała tylko do spania? Kłamała, że wszystko było okey, że niczym się nie przejmowała, a tak naprawdę brakowało jej mamy, strasznie cierpiała po moim odejściu. Teraz, gdy wróciłem do Doncaster jej ból i nienawiść do mnie wzrastała. Mimo wszystko była dla mnie jedną z najważniejszych osób i nie zamierzałem z niej tak łatwo zrezygnować. Nie musieliśmy się przyjaźnić, choć nie ukrywałem, że bardzo chciałbym tego. Wystarczyło to, iż wybaczyłaby mi moje wszystkie czyny. Przecież wiedziała, że żałowałem. Jak pomyślałem, iż kiedykolwiek mogłem ją... Taką drobną... Nie chciałem nawet o tym myśleć. Byłem na siebie wściekły.
Jeszcze jedno mogłem dodać. Ciemnowłosa wypiękniała! Gdy zobaczyłem, że miała na sobie szpilki, przeżyłem szok. Przecież całe życie powtarzała, iż nigdy ich nie założyły i wolałaby umrzeć. To samo tyczyło się spódniczki. Widząc ją w takim ubraniu moje oczy szeroko się otworzyły ze zdziwienia. Nie wierzyłem, że sama z własnej i nieprzymuszonej woli zakładała takie rzeczy. Przyznawałem bez bicia: wyglądała niezwykle olśniewająco oraz pociągająco. Tomlinson, ogarnij się, stary! Miałeś przecież piękną dziewczynę. Odezwał się głos w mojej głowie.
Czarne włosy nie związywała już w koński ogon, a nos był ciut mniejszy. Wydawało mi się, iż schudła i urosła. Jednak takie wrażenie mogło być spowodowane tym, że miała na sobie czerwone szpilki, które wydłużały jej nogi. Bardzo seksowne nogi. Musiałem sięuspokoić, bo zaraz mogłem przez nią dojść.
Pamiętałem, jak uczyłem ją jeździć na rowerze. Była naprawdę upartą osobą. Wciąż powtarzała, że nigdy nie wsiądzie na tę zabójczą maszynę. Kiedy opanowało to, jak utrzymywać na nim równowagę, nie chciała nawet z niego zejść. Tak samo było z pływaniem. Gdy chciałem z nią iść na basen, to panikowała, że nie potrafiła pływać. Gdy już się nauczyła, nie było siły, która wyciągnęłaby ją z wody.
Nagle poczułem kobiecą dłoń na mojej. Wyobraziłem sobie, iż to moja mała Mandy Lane do mnie przyszła i chciała mi wszystko wybaczyć oraz na nowo się ze mną przyjaźnić. Gdy tylko otworzyłem oczy od razu się zawiodłem. Ujrzałem moją mamę, patrzącą na mnie współczującym wzrokiem. Widziałem zmęczenie na jej twarzy.
– Daj jej trochę czasu – powiedziała ni stąd ni zowąd. Czyżby wiedziała, że miałem małe problemy z przyjaciółką z dzieciństwa? – Nie wiem, co się wydarzyło przed twoim wyjazdem do Londynu, ale na pewno się pogodzicie. Zawsze się godziliście po kłótniach. Mandy przechodzi trudny okres. Po śmierci Margaret, to ona musi opiekować się Darcy, Hayley, a nawet ojcem. Na dodatek Phil stracił pracę i pogrążył się w alkoholu. Postaw się na jej miejscu i miej więcej cierpliwości – wytłumaczyła mi sytuację Mandy, po czym zrobiła krótką przerwę. Wzięła głęboki wdech i kontynuowała swoją wypowiedź. – Na pewno wszystko się ułoży, zobaczysz. Za parę dni będzie jak dawniej – dopowiedziała z wielką pewnością w głosie.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jej mama nie żyje? Nawet nie masz pojęcia, jak się wygłupiłem. Gdy o tym pomyślę, to mam ochotę się powiesić – rzekłem, przypominając sobie dzisiejszą wpadkę. Prawie doprowadziłem ją do płaczu. Nie miałem tego w planach, ale byłem na tyle głupi, iż znowu ją skrzywdziłem.
– Miałeś wtedy trasę koncertową i nie mogłam cię złapać. Później wyleciało mi to z głowy. Zresztą nie chciałam cię martwić – odparła, ściskając mocniej moją ciepłą dłoń. – Idź położyć się spać. Nie będziesz przecież siedział całą noc i myślał o tym, jak się z nią pogodzić. Jutro przyjeżdżają chłopaki, więc musisz być pełen sił. Doskonale wiesz, że twoi przyjaciele zachowują się jak... – urwała, aby nie użyć niepotrzebnych epitetów. Uwielbiałem moją rodzicielkę. Zdecydowanie.
– Nie musisz kończyć. – Uśmiechnąłem się delikatnie. – Dziękuję, mamo. Jesteś wspaniała. Dobranoc, – Pocałowałem ją w czoło i ruszyłem w stronę łazienki.
***
Mandy
Wpatrywałam się w prezent, który dostałam od Louisa. Biłam się z myślami. Otworzyć czy nie otworzyć? Wciąż zastanawiałam się, co mogło być w środku. Po nim mogłam spodziewać się naprawdę wszystkiego. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby kupił mi, tak samo, jak Amanda, różowe kajdanki. Czasami naprawdę bałam się pomysłów tej dwójki. Osobno wymyślali niestworzone rzeczy, więc co stałoby się, gdyby dobrali się razem? Nie chciałam nawet o tym myśleć. Och, na pewno byłoby to coś erotycznego. Byłam o tym przekonana na sto procent. W końcu byli zboczeńcami do kwadratu, którym wszystko zawsze kojarzyło się z seksem.
Wzięłam głęboki wdech i zabrałam się za otwieranie paczuszki. Moim oczom ukazała się ramka ze zdjęciem. Na fotografii znajdował się Lou oraz ja. Miałam wtedy osiem lat, a Tomlinson dziewięć. Razem z rodzicami i rodzeństwem pojechaliśmy nad morze. Staliśmy przy wielkim zamku z piasku, który zbudowaliśmy z moim tatą i Markiem – ojczymem szatyna. Chłopak obejmował mnie w pasie i wytykał język do obiektywu. Natomiast moja osoba utworzyła z palców znak pokoju. Nawet nie wiedziałam, że takie zdjęcie istniało. Spodobało mi się. Przynosiło tyle wspaniałych wspomnień. Na przykład, jak puszczaliśmy wieczorami zapalone lampiony do góry, jak tańczyliśmy "Macarenę" u sąsiadów, którzy wynajmowali domek obok nas, jak mój tata wpadł do dołka, który wykopałam razem z Louisem. Chcieliśmy w tym dole zrobić własne jacuzzi. Mimo tego wszystkiego, nie chciałam patrzyć na tę fotografię. Za bardzo przypominało mi o straconym przyjacielu. Dlatego też wyrzuciłam ramkę ze zdjęciem do czarnego, plastikowego kosza na śmieci.
W paczuszce znajdowała się także mała, niebieska karteczka. Skubany, wiedział, że to mój ulubiony kolor. Zawsze kojarzył mi się z morską bryzą. Markerem było wyraźnie napisane (prawdę mówiąc to wcale nie tak wyraźnie, bo Lou miał okropne pismo, pisał niczym lekarz na pełnym etacie):
Jutro – 10.00 a.m., 28 Waterdale
Louis xx
Domyśliłam się, że Tommo chciał się jutro ze mną spotkać. Nie byłam pewna czy powinnam iść w wyznaczone miejsce. Przecież chciałam o nim zapomnieć. Chciałam zapomnieć o naszej przyjaźni, a to spotkanie wcale mi tego nie ułatwiało. Może czuł potrzebę wytłumaczenia mi, dlaczego był taki egoistyczny i nie odzywał się do mnie przez prawie trzy lata? Pomimo tego, że godzina mi odpowiadała, bo zmianę w kawiarni zaczynałam dopiero o dwunastej trzydzieści, to nie zamierzałam się tam wybierać. Louis myślał, iż mnie przeprosi i wszystko będzie tak jak dawniej. Nie! Nic nie będzie takie jak dawniej. Przez te trzy wiosny wiele się zmieniło. O wiele za dużo.
***
BIP! BIP! BIP!
Ponownie usłyszałam doskonale znaną mi melodie. Ktoś od dziesięciu minut próbował się ze mną skontaktować, jednak ja nie miałam siły, aby odebrać telefon. Chowałam głowę w poduszkę i zatykałam uszy, ale to nic nie wskórało, ponieważ wciąż słyszałam piosenkę Marina and The Diamonds "Starring Role". Chyba musiałam zmienić dzwonek, bo ten kawałek zaczął mnie już denerwować. Uniosłam delikatnie głowę do góry i dłonią przetarłam zaspane oczy. Otwierając je szerzej mogłam dokładnie zlokalizować miejsce, w którym się znajdowałam. Mój pokój prawie niczym nie różniący się od innych w tym mieszkaniu, zawierał dosłownie wszystko. Mimo to wciąż zachowywał dostojny porządek i był przykładem dla reszty domowników. Do ręki wzięłam nowy model czarnego BlackBerry i nie sprawdzając kto do mnie właśnie dzwonił, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Nie znasz człowieku litości? Skoro nie odbieram telefonu przez kilka minut, to oznacza, że nie mam ochoty po prostu z tobą rozmawiać – wysyczałam przez zęby, nie patrząc na to, kto dzwonił. Mógłby być to mój dziadek, wujek, babcia, ciocia, Święty Mikołaj, Piaskowy Dziadek, Czerwony Kapturek a nawet sama Królowa Wielkiej Brytanii – Elżbieta II. To było w tej chwili dla mnie najmniej istotne.
– Dzień dobry. – Usłyszałam gruby, męski głos. – Nazywam się Andrew Thomas Lewis i jestem dyrektorem liceum, do którego uczęszcza pani młodsza siostra Darcy Lane – przedstawił się, a ja zaczęłam przeklinać siebie w myślach. Jaki wstyd. I co on sobie teraz o mnie pomyśli? Po prostu pięknie! – Jest pani w stanie przyjechać teraz do szkoły? Mamy małe problemy z Darcy. Kolejna bójka – westchnął, a ja miałam ochotę teraz ukatrupić siostrę gołymi rękoma. Co się z tą dziewczyną znowu działo? Myślałam, że trochę już się zmieniła. Cóż, myliłam się. Zresztą jak zawsze.
– Tak, tak zaraz będę – oznajmiłam, wstając gwałtownie z łóżka. – Dziękuję za telefon. Do widzenia, panie dyrektorze – rozłączyłam się i pędem pobiegłam w stronę łazienki, która znajdowała się na dole.
Wzięłam szybki prysznic i wytarłam swoją skórę ręcznikiem do słucha. Ubrałam się w zwykłą, czarną bokserkę i jeansy. Wyszorowałam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Włosy tylko rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół i założyłam buty na nogi. Sciągnęłam z wieszaka szary płaszczyk. Zakładając go na siebie, wyszłam z domu i zaczęłam kierować się w stronę liceum.
***
– Czy ty jesteś jakaś nienormalna?! – wrzasnęłam na siostrę, gdy tylko weszłyśmy do mieszkania. Pobiła swoją koleżankę z klasy i nawet nie podała nam konkretnego powodu, dla którego tak postąpiła. Dziewczyna trafiła do szpitala, jednak jej rodzina na szczęście nie wniesie oskarżenia. Darcy nie zwracała na mnie kompletnie uwagi. Weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. – Dlaczego to zrobiłaś? – spytałam się, stojąc za nią. Ignorowała mnie. Obiecuję, że za chwilę wyjdę z siebie i stanę obok. – Spytałam ci się o coś. Darcy, do cholery, odpowiedz mi na pytanie! Natychmiast
– Możesz w końcu dać mi spokój? Nie mam humoru – wysyczała przez zęby i na uszy założyła słuchawki podłączone do MP3. Podeszłam do niej i wyjęłam jej je z uszu. – Hej! Co robisz?
– Dlaczego pobiłaś tamtą dziewczynę?
– Bo mi nie przypadła do gustu, pasuje?
– Idź się lecz, dziewczyno – powiedziałam, pukając się w głowę. Nie panowałam nad sobą. – Masz szlaban do odwołania! Zero wychodzenia na dwór przez najbliższe... całe życie.
– Daj mi spokój. – Schowała głowę w poduszkę i nie zwracała już na mnie uwagi. No tak, gadaj z dupą, to cię osra. Postanowiłam wyjść z jej pokoju. Na pewno nie dojdę z nią teraz do porozumienia. Ona nie umie normalnie ze mną rozmawiać, a najgorsze jest to, że nie ma na to nawet ochoty.
Zbliżała się godzina dziesiąta. Wiedziałam, że Louis już pewnie na mnie czekał na dwudziestej ósmej ulicy Warterdale. Coś wewnątrz mnie mówiło mi, że powinnam się z nim spotkać. Jednak ja nie uważałam tego za dobry pomysł. Wręcz przeciwnie. To był zły pomysł, ponieważ ten chłopak irytował mnie nawet swoim wyglądem. Nie mogłam na niego patrzeć. Lepiej będzie jeśli tam nie pójdę. Jestem tak zdenerwowana przez Darcy, że pewnie moje pięści poszłyby w ruch, gdy tylko ujrzałabym go.
Nie no, różowe kajdanki zawsze spoko ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz. Tak cuekawie i interesująco. Wciągnęło mnie ! ;) Na pewno będę wpadać i chętnie czytać .
OdpowiedzUsuńJeju, uwielbiam to *u* Jest cudowne.
OdpowiedzUsuńChciałabym od razu kolejną część, ale trzeba czekać niestety.
Ale to trzyma w niepewności i chyba jest ciekawiej;)
mam nadzieję , że kolejna część pojawi się szybko bo to jest mega cudne.*.*
OdpowiedzUsuńhttp://happythirteenn.blogspot.com/
Powiem tak :
OdpowiedzUsuń1. piszesz ciekawie i interesująco :)
2. wygląd aż tak bardzo nie zachęca :/
3. jeszcze tu zajrzę xD
http://zaczytanakasia.blogspot.com/
Hejka to znowu ja rozdział jest super i bardzo mi się spodobał. Zachodzę w głowę dlaczego Darcy pobiła koleżankę i czy Mandy pójdzie na spotkanie. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *.* Czytałam wiele opowiadań, ale twoje jest jednym z najlepszych. Do tego świetny wygląd bloga !
OdpowiedzUsuńpowodzenia w dalszym pisaniu i zapraszam do mnie
http://littlesmilefate.blogspot.com/
Nie, ja się nie zgadzam! Mandy spinaj tyłek i leć na spotkanie z Lou.
OdpowiedzUsuńWydaję mi się, że byli naprawdę fajnymi przyjaciółmi. Chciałabym się dowiedzieć co zniszczyło jeszcze tą przyjaźń oprócz wyjazdu Louisa.
Pozdrawiam i życzę weny ;*
http://distancewasafriendofmine.blogspot.com/
Zapraszam do siebie na piętnasty rozdział :))
Usuńhttp://distancewasafriendofmine.blogspot.com/
Jejku to jest boskie po prostu co zniszczyło jeszcze ich przyjaźń? Śliczny blog zapraszam miloscrozana.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOjejku, puściłam sobie tą piosenkę i zaczęłam słuchać, całą akcję sobie wyobrażałam. Przypomina mi ona moment z mojego życia, strasznie się wgłębiłam w to opowiadanie. Jeszcze ten gif na samym końcu, nie no strasznie mi się tu podoba. Jak możesz daj mi znać o kolejnym rozdziale, i zapraszam do siebie : http://ingenuity-charm.blogspot.com
OdpowiedzUsuńGenialna piosenka i gif do super rozdziału !! *.*
OdpowiedzUsuńhttp://waysaboutme.blogspot.com/
Kocham Twojego bloga ♥ Piszesz bardzo lekko i dokładnie,to mi się podoba :) // http://biebers-cases.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńciekawy gif.
OdpowiedzUsuńRozdział jest bardzo ładnie napisany, piosenka również nie jest zła. Powodzenia - nic tylko życzyć weny + stałych czytelników <3
Kolejny rozdział bardzo ciekawy. Bardzo mi się podobał. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://ja-zaza.blogspot.com/
Super rozdział ^^ Uwielbiam Twojego bloga ^^
OdpowiedzUsuńsee-you-now.blog.pl
Ps. Jeśli spodoba Ci się mój blog polub go przez Bloglovin ♥. Z góry dziękuję ^^
O.Mój.Boże.*___*
OdpowiedzUsuńWow!To jest GENIALNE.
Nawet nie wiesz jak strasznie mi się podoba,aż nie potrafię znaleźć tylu dobrych słów by opisać jak jestem zafascynowana.
Na serio,po prostu Cię ubóstwiam,kochana.Zdążyłam w tak krótkim czasie pokochać cudowną Mandy Lane i to "coś" co jest pomiędzy Lou a nią.
Ta historia jest świetna i przede wszystkim wspaniale napisana.A to do łatwych zadań nie należy.Jak zawsze,gdy opowiadanie jest super utożsamiam się z bohaterami i tym razem też tak było.Wyobrażałam sobie,że stoję tuż obok wściekłej Mandy i skruszonym Tomlinsonem.Widziałam dokładnie wszystko.To zarazem dziwne i wspaniałe doświadczenie.
Nie mam pojęcia co mogło wydarzyć się między tą dwójką tamtej nocy,chociaż mam lekkie podejrzenia(o ile można tak powiedzieć,że podejrzenia są lekkie,ale co tam). Darcy na pewno w ten sposób przeżywa śmierć matki i jest jej po prostu ciężko albo kto wie może ktoś obraził jej rodzinę,ojca lub siostrę...
Coś mi podpowiada,że Mandy jednak pójdzie na to spotkanie i dobrze.Niech się chociaż dupek wytłumaczy.Jestem strasznie ciekawa i podekscytowana...
Do następnego kochanie <3 xx
http://wszystkootobiekochanie.blogspot.com/
Genialne !! Innym słowem wprost nie da sie tego skomentować. Jak już zaczełam czytać to wprost nie mogłam przestać *.* Booożee uwielbiam jak piszesz. Czekam z niecierpliowością na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://littlesmilefate.blogspot.com/
Bardzo fajnie piszesz, a to dopiero dwa rozdziały. W Twoim przypadku wystarczy, że się po jakimś czasie rozpiszesz i będzie świetnie ;)
OdpowiedzUsuńDomyślam się, co odwalił Tomilson. Zobaczę chętnie, co przygotujesz w następnym rozdziale ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiesamowite, naprawdę, coś niesamowitego. Rzadko spotykam osoby, które piszą jasno i zrozumiale, a ty jesteś jedną z nich, no więc gratuluję, że do mnie dotarłaś. x Wydaje mi się, że to opowiadanie będzie jednym z tych, które skradły mi serce. xx Wszystkie opisy i słowa do mnie dotarły, także jest dobrze, i mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie jedynie lepiej. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://iwillgiveyouallmyheartxx.blogspot.com/
Rozdział jest po prostu zniewalający! Zaskoczyłaś mnie - naprawdę świetnie piszesz. Zdumiewające, że aż tak szybko pochłonęłam ten rozdział! Dziewczyno - ty tak manipulujesz słowami jak nikt inny!
OdpowiedzUsuńJeśli znalazłabyś troszkę czasu, by skomentować mojego bloga to bardzo proszę, bo przecież sama wiesz jakie to jest ważne. Odwdzięczę się tym samym :)
http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/
jak tylko tu weszłam pomyślałam sobie: będzie Hogwart.
OdpowiedzUsuńzajrzałam do bohaterów i skwitowałam: będzie One Direction.
gdy przeczytałam dwa rozdziały (nawiasem mówiąc w rekordowym tempie) okazało się,że Hogwartu nie ma,ale jest Louis pokazany za to w takiej historii,która mnie intryguje i serce woła: chcę więcej!
kryje się tu wiele tajemnic i nie spocznę dopóki nie dowiem się ich rozwiązań :) bardzo mi się podoba i z chęcią przeczytam kolejne poczynania Mandy Lane.
pozdrawiam! xxx
http://www.alwaysgleamofhope.blogspot.com/
http://unusual-direction.blogspot.com/
Ten blog... coś wspaniałego i ten szablon poprostu bombaaa. Zapraszam do mnie :) http://you-and-me-equals-we.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń