wtorek, 11 lutego 2014

21.

Jestem idiotką. Największą kretynką jaka kiedykolwiek istniała na tym popieprzonym świecie. Nie cierpię siebie za to, że tak szybko ulegam innym. Czy ja nigdy nie mogę postawić na swoim? Nie mogę mieć własnego zdania? Nie mam pojęcia dlaczego zgodziłam się na ten chory plan Danny'ego. Zawsze musi użyć tych swoich mocnych argumentów i mnie przekabacić. Jakieś dwie godziny temu mogłam jeszcze zmienić zdanie, ale teraz nie ma już odwrotu. Jestem w Londynie. Oczywiście, jak zwykle zapomniałam, że to miasto słynie z tego, że prawie ciągle pada tu deszcz, więc jestem mokra, zmarznięta, głodna i zła. Wyglądam jak siedem nieszczęść. Stoję przed mahoniowymi drzwiami mieszkania jakieś laski, która podobno jest dobrą znajomą mojego brata. Wyjaśnił jej cały plan i dziewczyna ma mi pomóc uwieść Tomlinsona. Swoją drogą ten cały piosenkarz z tego zespoliku jest całkiem niezły. Nie mój typ, ale naprawdę gorący z niego koleś. Uwodzenie go będzie czystą przyjemnością. Och, to na pewno będzie ciekawe doświadczenie. Przynajmniej są jakieś plusy tego popieprzonego planu.

Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i czekałam aż właścicielka mieszkania w końcu ruszy swój tyłek i wpuści mnie do środka. Ile można czekać? Waży trzy tysiące kilo, że tak dużo czasu jej to zajmuje? Zniecierpliwiona zadzwoniłam jeszcze raz. Dopiero wtedy dziewczyna raczyła otworzyć mi drzwi. No naprawdę, dłużej to chyba tego robić nie mogła.

– Hej! Ty pewnie jesteś Abbie – przywitała mnie piękna blondynka, patrząc na mnie z śnieżnobiałym uśmiechem na twarzy. Dobrze, przyznaję, wcale nie waży tak dużo jak myślałam. Jest chudziutka jak patyk. Przez nią mam kompleksy. Tym bardziej, że ona jest ubrana tak, jakby właśnie wyjęto ją z okładki czasopisma o modzie albo jakiegoś pokazu, a ja wyglądam jak przemoknięta kura. Gorzej być już nie mogło. – Wejdź do środka, kochaniutka. – Zaprosiła mnie gestem dłoni, a ja wykonałam jej polecenie. Kochaniutka? No proszę, tylko bez takich zwrotów mi tutaj. Jest taka miła, że zaraz zwymiotuję. I ona niby jest koleżanką mojego brata? Niebezpiecznego gangstera? Przecież ona jest tak niewinna i słodka, że aż mnie mdli.

Wchodząc do mieszkania od razu w twarz buchnęło mi ciepłe powietrze. Cóż, mieszkanie wyglądało na zadbane. Proszę, żeby ona tylko nie była jakąś pedantką. Zaczęła mnie oprowadzać po mieszkaniu. W salonie dominowały same jasne kolory. Myślałam, że zaraz oślepnę przez tą nadmierną ilość żółci, zieleni i pomarańczu. Po prawej stronie znajdowała się skórzana kanapa, a naprzeciwko niej wisiał wielki, plazmowy telewizor pod którym stała wieża stereo. Po lewej stronie było wyjście na balkon, a po prawej stronie wyjście z salonu, w którym właśnie stałam. Najbardziej podobały mi się fotografię z dzieciństwa dziewczyny, które wisiały nad kanapą. Muszę sobie coś takiego w pokoju zrobić. Następnym pomieszczeniem, które odwiedziłam była łazienka. Łazienka jak łazienka. Nic specjalnego. Wszystkie potrzebne rzeczy tam są i to mi wystarczy. Później udałyśmy się do mojego nowego pokoju, w którym od razu zostawiłam czarną walizkę. Wszystko w tym pomieszczeniu było albo czerwone albo białe. Dobra, przyznaję, że umiała do siebie wszystko dopasować, ale to w końcu są moje dwa nieulubione kolory! Gorzej wybrać nie mogła. Następnie pokazała mi, które drzwi są od jej sypialni. Nawet mnie tam nie wpuściła. Dziwna jakaś. Ma tam szafę do Narni czy jak? Na koniec została kuchnia połączona z jadalnią. Mieszkanko niczego sobie. Po chwili poczułam, że coś mnie liże po stopie. Spojrzałam w dół i ujrzałam małą, białą kuleczkę. Dziewczyna miała prześlicznego pieska. Był taki słodki. Szybko go wzięłam na ręce.

– Nie bierz go na ręce, bo... – nie dokończyła, ponieważ pies w jednej sekundzie zwrócił na mnie cały swój dzisiejszy obiadek, składający się z jakiejś karmy z mięsem, warzywami i galaretki. Już wiem dlaczego nie kazała mi go brać na ręce. – Właśnie dlatego. Radziłabym ci go już nie podnosić. Agaba ma ostatnio problemy z żołądkiem i...

– Muszę wziąć kąpiel. Teraz. Natychmiast. Proszę – przerwałam jej w połowie zdania. Dziewczyna pokiwała głową i szybko przyniosła mi czysty ręcznik, zaprowadzając mnie do łazienki.

– W razie czego wołaj – powiedziała, a ja tylko jej przytaknęłam głową. Już chciałam zamknąć drzwi, jednak blondynka przytrzymała je i spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.  – Tak w ogóle to jestem Skylet.

***

Siedziałem w swoim aucie czekając na Darcy, która właśnie kończyła swoje lekcje. Już dawno po dzwonku, a szatynki jak nie ma tak nie ma. Po chwili ujrzałem ją z jakimś chłopakiem. Widać było, że oboje są zawstydzeni, a mi na ten widok aż zachciało się śmiać. Wiem, że nie powinienem, ale musiałem. Przecież niecodziennie widzi się zawstydzoną Darcy, która wygląda jak pomidor. Najchętniej nagrałbym ten moment, ale nie będę taki chamski. Szesnastolatka pożegnała się z kolegą i szybko wsiadła do mojego samochodu. Odwróciłem się w jej stronę i szczerzyłem się jak głupi.

– Dlaczego masz minę jak jakiś pedofil, który zaraz ma zamiar zgwałcić bezbronnego chłopczyka? – spytała patrząc na mnie zdezorientowana.

– On ci się podoba – oznajmiłem, wciąż mając minę pedofila, jak to określiła dziewczyna. Spojrzała na mnie pytająco, unosząc jedną brew do góry. Nie wiem już czy udawała zdezorientowaną czy naprawdę nie miała pojęcia o co mi chodzi. – Ten chłopak. Podoba ci się.

– Kto? Max? Nieee... – powiedziała, a na jej policzkach pojawił się delikatny róż. Znowu to robi. Znowu się zawstydziła.

– Znam cię od zawsze, mała. Kiedyś nawet zmieniałem ci pampersy jak się osrałaś. Przede mną niczego nie ukryjesz – oznajmiłem, a po chwili zacząłem się głośno z niej śmiać. – Zakochałaś się. Nie wierzę. Nasza Darcy jest zakochana!

– Weź ty się puknij w ten pusty łeb i jedź do domu, bo jestem zmęczona i nie mam ochoty z tobą rozmawiać na ten temat. I nie mów do mnie mała. Przecież wiesz, że tego nie lubię. Tym bardziej, gdy ty tak do mnie mówisz, Lou – powiedziała, próbując zrobić obojętną minę, lecz nie wychodziło jej to.

Postanowiłem, że nie będę jej już dzisiaj dokuczał, więc całą drogę do domu prześpiewaliśmy z wykonawcami piosenek, które leciały w radio. Zdecydowanie najlepiej wyszło nam rapowanie kawałka RUN-DMC - It's Tricky. Była przy tym kupa śmiechu. No bo sami sobie wyobraźcie Darcy rapującą tą piosenkę. Ten widok był przekomiczny.

Uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy dojechaliśmy już na miejsce. Byłem okropnie zmęczony i jedyne o czym marzyłem to moje łóżko. Zaparkowałem samochód na podjeździe i razem z szatynką weszliśmy do mieszkania. Wszedłem do salonu, mając nadzieję, że ujrzę tam Hayley bawiącą się ze swoją opiekunką, ale zamiast tego moim oczom ukazała się niania ze swoim fagasem. Całowali się w moim mieszkaniu. Na mojej sofie. Na dodatek nigdzie nie widziałem swojej córeczki. Myślałem, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. A ta idiotka nawet się nie zorientowała, że weszliśmy do mieszkania. Wciąż wpychała język do ust swojego chłopaka.

– A może jeszcze państwo życzą sobie osobny pokój? – spytałem głosem przemiłego recepcjonisty pracującego w hotelu. Dziewczyna szybko oderwała się od swojego chłopaka i zaczęła poprawiać swoją niebieską bluzkę oraz brązowe włosy. Mężczyzna natomiast zaczął zapinać guzik od swoich jeansowych spodni. – Gdzie jest Hayley?

– Przecież bawi się na kocyku... – powiedziała, a gdy zauważyła, że nie ma nigdzie mojej córeczki, zaczęła ciężko oddychać. – Jeszcze minutę temu tutaj była. Przysięgam! – powiedziała, będąc bliska płaczu. Jej chłopak, widząc, że dziewczyna będzie miała przerąbane, uciekł z mojego mieszkania. Co za kutas! Żeby zostawić ot tak swoją dziewczynę, kiedy ma kłopoty.

– Louis! Louis! – zawołała wesoło Hayley, wbiegając do salonu i kierując się w moją stronę. Szybko wziąłem ją na ręce. – Tęskniłam za tobą. Dobrze, że już jesteś – powiedziała słodko i przytuliła mnie mocno. Czy ona nie jest cudownym dzieckiem?

– Ja za tobą też, aniołku – powiedziałem z delikatnym uśmiechem na twarzy. Dziewczynka słysząc to cichutko zachichotała. – Darcy, możesz iść na chwilę z małą do innego pokoju. Muszę porozmawiać z tą panią sam na sam o bardzo ważnej sprawie – zwróciłem się do szatynki, wskazując dłonią nianię mojej córeczki. Już niedługo byłą nianię.

– Jasne. Tylko bądź spokojny, Louis. Nie odwal niczego – odpowiedziała grzecznie, biorąc małą na ręce i kierując się z nią do innego pokoju.

Kobieta stojąca przede mną spuściła głowę w dół i zaczęła przyglądać się swoim stopom. Miałem dobre zdanie o tej dziewczynie, ale to jak się dzisiaj zachowała przeszło ludzkie pojęcie. Niestety będę musiał ją zwolnić i poszukać innej opiekunki dla Hayley. Tak trudno w dzisiejszych czasach znaleźć nianię godną zaufania. Nikomu nie można już ufać...

– Chyba sama pani rozumie, że jedynym dobrym rozwiązaniem jest po prostu zwolnienie pani? – spytałem, a ona smutno pokiwała głową. Podniosła głowę do góry i szepcząc ciche "przepraszam", wyszła z mieszkania. Poszło lepiej niż się spodziewałem. Myślałem, że zacznie mnie prosić o drugą szansę i te sprawy, ale najwidoczniej ona jest inna...

***

– Jak ci się podoba Londyn, siostrzyczko? - Usłyszałam w słuchawce ochrypły głos mojego braciszka. Spojrzałam przed okno. Hm... wciąż padało. Strasznie denerwowała mnie ta pogoda. W Doncaster na pewno teraz świeci słońce i nikt nie musi się użerać z ulewą. Tak bardzo chciałabym się wylegiwać teraz przy basenie i opalić choć trochę swoje blade ciało. Cóż, prawdę mówiąc przed domem blondynki przez deszcz stworzył się basen. Jednak w nim mogłyby popływać tylko kaczki. Małe, brzydkie kaczki.

– Mokro – oznajmiłam, patrząc jak kropelki deszczu uderzają z impetem o okno. Spływały po szybie tocząc swój własny wyścig. Zawsze przegrywała ta kropelka, na którą stawiałam, że wygra. Za każdym cholernym razem przegrywała! I tak jest ze wszystkim! Kiedy mówię, że w moim ulubionym teleturnieju wygra kobieta z rudymi włosami i piegami, to wygrywa jej przeciwnik - pięćdziesięcioletni łysol. Gdy stwierdzam, że nagrodę dla najprzystojniejszego aktora roku wygra Chace Crawford, to ten jest na drugim miejscu i wygrywa nie kto inny jak Chris Hemsworth.

– Tego się można było spodziewać. Co sądzisz o Skylet? Przemiła dziewczyna, prawda? – zapytał, a ja wywróciłam oczami. Może jest i miła, ale zbytnio nie przypadła mi do gustu. Jest zbyt grzeczna.

– Taaa – przeciągnęłam obojętnie literkę "a". – Skąd ty ją znasz, Danny? Ona nie pasuje kompletnie do twojego gangsterskiego świata...

– Znamy się jeszcze za czasów, kiedy byłem grzecznym chłopakiem bez kryminalnej przeszłości – odpowiedział na moje pytanie. I oto moja odpowiedź na dręczące mnie od kilku godzin pytanie. Tylko czy można jej na tyle zaufać? Przecież skoro ona należy do tych poukładanych, to skąd mamy mieć pewność, że nas nie wyda? Dlaczego niby chce nam pomóc? Trzeba mieć na nią oko. Ostrożności nigdy za wiele.

– Danny – zwróciłam się do brata. – Muszę kończyć, zadzwonię do ciebie później. Może jutro, może za dwa dni... Nie wiem. Trzymaj się i za bardzo nie rozrabiaj – powiedziałam i zanim cokolwiek odpowiedział, po prostu się rozłączyłam. Jakoś nie miałam ochoty na rozmowy z nim.

Włożyłam telefon do kieszeni spodni, po czym rzuciłam się na łóżko. Ten plan się nie powiedzie. No bo niby gdzie ja spotkam Louisa Tomlinsona? Takie gwiazdy jak on na pewno nie robią zakupów na targu albo nie chodzą do kina. Ten plan jest niedorzeczny, więc wiadomo, że wpadł na niego nie kto inny, jak sam "inteligentny" Danny Fisher.

– Abbie – powiedziała blondynka, pukając do mojego pokoju. Weszła do pomieszczenia i usiadła obok mnie na łóżku. – Pomyślałam, że dzisiaj i tak nie będziesz robiła niczego w sprawie tego piosenkarza, więc może udałybyśmy się na jakąś małą, londyńską imprezę, hm?

– Wreszcie gadasz z sensem – powiedziałam cicho, więc dziewczyna nie zrozumiała tego co powiedziałam. Spojrzała na mnie zdezorientowana, unosząc swoją brew do góry. – Och, powiedziałam, że z przyjemnością.

***

Siedziałem w salonie z Darcy i oglądaliśmy jakiś beznadziejny film, który zdaniem szatynki jest świetny. Mówi tak tylko dlatego, że występuje w nim Ian Somerhalder, za którym szaleje. Malutka Hayley zasnęła dzisiaj bardzo szybko. Była wykończona. Już od godziny smacznie śpi na górze.

Nagle do pokoju weszli chłopacy, robiąc totalną demolkę. Zapalili światło, wyłączyli telewizor, zaczęli się drzeć i śpiewać: "I love you baby, and if it's quite all right. I need you baby, you warm a lonely night. I love you baby. Trust in me when I say", a następie rzucili się na mnie i szesnastolatkę z promiennymi uśmiechami na twarzach. Zupełnie jak dzieci. Zastanawiało mnie tylko to, jakim cudem tutaj weszli. Nagle mnie oświeciło. Tomlinson, zapamiętaj: nigdy nie kładź zapasowego klucza pod wycieraczkę, jeśli wiedzą o tym twoi świrnięci i nieobliczalni przyjaciele!


– Jesteście kompletnie popaprani – stwierdziła słusznie Darcy. – Nigdy nie widziałam większych przygłupów – powiedziała i zaczęła się cicho śmiać.


– Ty za to jesteś normalna, jasneee... – odezwał się Harry i po chwili razem z szatynką zaczęli wytykać na siebie języki. Proszę, chociaż ty się nie zachowuj jak dziecko. Wystarczy mi już to, że mam kolegów, którzy zachowują się jakby mieli po pięć lat, jak nie mniej.

– Louis, a ty co? Już dawno powinieneś zapodać jakiś kawał – powiedział Niall, szturchając mnie w ramię.

– Nie mam humoru. Nie dość, że zwolniłem dzisiaj nianię Hayley, to na dodatek... – przerwałem w połowie zdania. – W sumie to tylko to mi dzisiaj popsuło humor. Nie mam z kim zostawiać już małej.

– No i właśnie dlatego tutaj przyszliśmy. Musisz się wyluzować – oznajmił mi Zayn. – Zabieramy cię na imprezę. Darcy zostaje z małą, a ty idziesz się zabawić. Napijemy się, pośmiejemy i ponabijamy z niezdarnych kelnerek...

– Jasne, ja zawsze muszę odwalać czarną robotę, a wy idziecie się zabawić, nawet nie patrząc na to, że może ja też chciałabym mieć trochę wolnego czasu dla siebie. Mam szesnaście lat, a przez was moje życie towarzyskie... Nie, przepraszam, przez was nie mam żadnego życia towarzyskiego. To wasza wina, chłopaki – powiedziała Darcy, mierząc nas wzrokiem. Kiedy spojrzałem na nią z miną zbitego psiaka, na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech, po czym cicho westchnęła. – Idź stąd zanim zmienię zdanie. Masz być przed północą! I pamiętaj, jeśli schlasz się jak świnia, to cię nie wpuszczę do domu, więc będziesz musiał spać na ulicy.

– Dobrze, mamo...

11 komentarzy

  1. Hahaha "dobrze mamo" boski rozdział <3 Już nie mogę się doczekać kolejnego i tego jak ta dwójka się spotka a no i jeszcze tego jka będzie go uwodzić to na pewno będzie ciekawe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze ?
    Bardzo podoba mi sie to jak piszesz.
    Jest ciekawie :))
    Czekam na dalszą część! :)

    www.panitruskaffeczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne :) czekam na następny ;*
    Tomlinsonka <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!!! :>
    Piękny szablon *.*
    Obserwuję (jeśli spodoba Ci się mój blog, również go zaobserwuj,sprawi mi to wielką radość)
    http://unnormall.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam przekomarzania Louisa i Darcy! ta dwójka jest świetna ;) rozdział cudowny,szczególnie końcówka z udziałem całego psychiatryka.pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Nuda bez Mindy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdemu się musi podobać :) Chciałabym zwrócić uwagę, że nie Mindy, a Mandy. Poza tym Mandy może się jeszcze nie raz pojawić w tym opowiadaniu. W jaki sposób, dowiesz się w swoim czasie :)

      Usuń
  7. Naprawdę fajne. Zwłaszcza fragmenty z Abbie i Skylet. Ciekawe jak im tam się ułoży wspólne życie i czy aby spełni prośbę brata i wykona to po co pojechała do Londynu. Zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział, fajnie się czyta zaraz przechodzę do poprzedniego fragmętu bo bardzo wciąga. !
    http://oliwia-oliffia.blogspot.com/
    Ja już obserwuję może ty też ? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Miło się czytało, będę czekać na kolejny rozdział. Naprawdę fajny blog.
    Pozdrawiam
    bogzemna.bloog.pl
    tworczy.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń