sobota, 8 marca 2014

28.

– Kocham cię, Mandy Lane.

Wypłynęły z ust Matt'a słowa, których najbardziej się obawiałam. On nie może mnie kochać. Nie w taki sposób. Powinien traktować mnie jak przyjaciółkę, a nawet siostrę, ale nie kogoś z kim wiąże swoją przyszłość. Nie odwzajemniałam jego uczucia. Ani trochę. Nawet ociupinę. Jest świetnym facet, bardzo przystojnym i zabawnym, ale już na zawsze będzie tylko moim przyjacielem. Nikim innym.

Bardzo wiele zawdzięczam brunetowi. To on pomógł mi pozbierać się po porwaniu, spaleniu domu i straceniu najbliższych. Był dla mnie ogromnym wsparciem. Tylko jego tutaj miałam. Jednakże nigdy nie zapomnę mu tego, że to on razem z Derekiem na zlecenie Danny'ego odebrali mi wszystko. Wiem, nie znał mnie wtedy ani ja jego, aczkolwiek mimo wszystko mam do niego o to żal. To po części też jego wina, że tutaj jestem i muszę zajmować się tymi wszystkimi chorymi zajęciami.

W moich oczach pojawiły się łzy. Miałam gdzieś fakt, że pokażę mu jaka jestem słaba. Po prostu pozwoliłam na to, aby po mojej twarzy zaczęła spływać przezroczysta ciecz. W końcu musiało się to stać. W końcu pękłam. Nie wytrzymałam tego wszystkiego. Nie umiałam się pogodzić z tym, że moja córeczka nie żyje. Nigdy już nie zobaczę jej uroczego uśmiechu i radosnego błysku w oku. Była taka malutka, drobniutka, a ten skurwiel ją spalił. Smuciło mnie też to, że z Darcy nie rozstałam się w przyjaznej atmosferze. Kochałam ją strasznie, zawsze była moją wkurzającą, młodszą siostrzyczką. Zrobiłabym dla niej wszystko. Ojciec pomimo tego, że był alkoholikiem, to był dobrym człowiekiem. Jednak to przez jego długi w banku zwróciłam się do Danny'ego o pożyczkę. To przez niego wpakowałam się w to całe bagno, ale nie mam mu za złe. Został jeszcze Louis. On nie powinien zginąć. To wszystko przeze mnie. Pewnie Eleanor umiera za nim z tęsknoty. Kochali się, byli ze sobą szczęśliwi, a teraz przez to wszystko rozstali się. Tak nie powinno być.

Spojrzałam na Matt'a coraz bardziej płacząc. Chłopak przytulił mnie do siebie, próbując mnie w ten sposób uspokoić, ale to jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Odepchnęłam go od siebie i zaczęłam się kierować do swojego pokoju, który znajdował się na piętrze. Brunet cały czas szedł za mną. Zanim otworzyłam drzwi od pomieszczenia, przyjaciel złapał mnie mocno za nadgarstek, co spowodowało, że zatrzymałam się na chwilę. Jego dotyk palił moją skórę.

– Puść mnie – szepnęłam cicho. Doskonale słyszał co do niego powiedziałam, jednak pomimo tego nie spełnił mojej prośby. Obrócił mnie tak, że stałam tym razem twarzą do niego. – Nie dotykaj mnie. Nie zbliżaj się do mnie. Zostaw mnie w spokoju.

– Dlaczego tak się zachowujesz, Mandy? – zapytał, patrząc w moje oczy. Nie spodziewał się u mnie takiego zachowania. W końcu nigdy tak nie postępowałam. Nie odpowiedziałam na jego pytanie, więc spytał mnie jeszcze raz. – Zachowujesz się tak, bo co? Bo wyznałem ci swoje uczucia? Bo powiedziałem, że cię kocham?

– Gdybyś naprawdę mnie kochał, to nie pozwoliłbyś mi tutaj gnić pieprzone siedem miesięcy. Pomógłbyś mi stąd uciec. Nie musiałabym pracować tutaj jako dziwka. Prawdziwy mężczyzna nie pozwoliłby swojej kobiecie się szmacić i dawać dupy. Odebrałeś mi wszystko razem z Danny'm i Derekiem, a ty śmiesz mi mówić, że mnie kochasz? – powiedziałam mu w końcu, to co od dawna chciałam mu wyznać.

 Przecież nie znałem cię, księżniczko. Skąd mogłem wiedzieć, że się w tobie zakocham? Gdybym mógł cofnąć czas już dawno bym to zrobił i nie pozwolił na to wszystko. Może nigdy nie spotkalibyśmy się, ale przynajmniej byłabyś szczęśliwa z bliskimi – powiedział ze skruchą w głosie. – Nigdy nie skarżyłaś się, że jest ci tutaj źle. Mogłaś mi powiedzieć, to wtedy pomógłbym ci. Nie chciałem też cię stracić. Gdybym ci pomógł uciec, to nie odezwałabyś się już do mnie. Przepraszam.

– Nie marnuj oddechu na kłamstwa. Po prostu boisz się przeciwstawić Danny'emu. Jesteś tchórzem, Matt – stwierdziłam ze łzami w oczach. Mój głos coraz bardziej się łamał. – Jestem tutaj wbrew swojej woli, więc to logiczne, że chciałam stąd uciec. Gdybyś mi pomógł, to nie przestałabym się do ciebie odzywać. Twoje argumenty nie są nic warte. Wymyśliłeś je na poczekaniu i nie mów, że nie. Przejrzałam cię na wylot.

– Przepra... – zaczął mówić, lecz nie dane było mu skończyć.

– Nie przepraszaj – przerwałam mu w połowie słowa. – Za dużo razy już słyszałam od kogoś to słowo, więc drażni mnie jak żaden inny wyraz na tym świecie. Po prostu przestań mi mówić, że mnie kochasz. Nie czuję nic do ciebie i nie będę czuć. Traktuj mnie jak przyjaciółkę i tylko przyjaciółkę. Zapomnijmy o tej sytuacji.

– Ładne przedstawienie. – Do moich uszu dobiegł głos Dereka, który zaczął klaskać. Spojrzałam na niego groźnie, a on posłał mi rozbawiony uśmiech.

Ten człowiek wpieniał mnie jak nikt inny. Był nie do zniesienia. Uważał się za nie wiadomo kogo i traktował mnie jak szmatę, a prawda była taka, że był nikim. Zerem. Czasami miałam ochotę do niego podejść i napluć mu prosto w twarz. Gdybym mogła, to sprawiłabym, że zniknął by z mojego życia raz na zawsze.

– Nigdy się tak nie ubawiłem. Nie wierzę, że kochasz taką dziwkę, stary – zwrócił się do Matt'a, a ten zacisnął swoje dłonie w piąstkę, aż pobielały mu paznokcie.

– Przeproś ją – odezwał się brunet, a mnie aż wmurowało. Czy on właśnie stanął w mojej obronie? Czy on się sprzeciwił swojemu najlepszemu przyjacielowi? Osoba, którą przed chwilą nazwałam tchórzem chce mnie obronić? Coś podobnego...

– Nie będę przepraszał tej szmaty. Nie wierzę, że aż tak ci na niej zależy – odparł.

Spojrzałam na przyjaciela, a ten kiedy usłyszał, że Derek nazwał mnie szmatą, był gotowy podejść do niego i przyłożyć mu z pięści w twarz, a później skopać na zimnej podłodze aż do utraty przytomności. Chciał ruszyć w jego stronę, ale zatrzymałam go.

– Zostaw go – rzekłam. – Nie jest tego wart – syknęłam przez zęby.

***

– A-ale, że w sen-sensie, że n-na ran-randkę? – wyjąkała zdziwiona Abbie, co swoją drogą było bardzo urocze. Na jej policzkach pojawił się delikatny róż, a moje serce znacznie przyspieszyło. Uwielbiałem kiedy się zawstydzała. Pociągało mnie to.

– Tak, na randkę – oznajmiłem z wesołym uśmiechem na twarzy. Kiedy dziewczyna to usłyszała, uśmiechnęła się nieśmiało, a po chwili jej twarz wyglądała, jak dojrzały pomidor. Przygryzła delikatnie swoją dolną, malinową wargę, a mnie przeszły dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Doprowadzała mnie tym sposobem do szaleństwa.

– Chętnie – powiedziała lekko speszona, a po chwili ponownie przygryzła swoje usta. Kobieto, jeśli jeszcze raz tak zrobisz, to mi przez ciebie stanie i to już drugi raz. Tylko, że tym razem będziesz musiała coś poradzić na mój hm... duży problem. Oj, naprawdę duży problem – rzekło w myślach moje niegrzeczne ja.

– To super. Wpadnę po ciebie jutro o dziewiętnastej. Widzimy się rano. Dobranoc, Abbie – pożegnałem się z nią ochrypniętym głosem, a ona pokiwała tylko głową. 

Spojrzała w moje oczy, a ja w tym czasie zilustrowałem jej wargi, które chciałbym przyłożyć w tej chwili do swoich. Stwierdziłem jednak, że będzie to trochę za wcześnie. Znamy się w końcu tylko kilka dni. Dziewczyna wysiadła z auta i pomachała mi na odchodne, po czym weszła do mieszkania.

Odpaliłem swój samochód i ruszyłem w stronę swojego domu. Korki na drogach sprawiły, że na miejscu byłem dopiero po czterdziestu minutach. Zaparkowałem pojazd na podjeździe, po czym z niego wysiadłem. Zamknąłem go i wszedłem do mieszkania. Od razu do moich uszu dobiegł chichot Hayley i głos Zayna, który wciąż próbował ją rozbawić. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.

Udałem się do pomieszczenia, w którego dobiegały dźwięki. Córeczka oraz Malik od razu mnie zauważyli. Przyjaciel przywitał się krótkim "siema, stary", a Hay rzuciła mi się na szyję. Kiedy już ją wyściskałem, oddałem ją Mulatowi. Usiadłem na skórzanej sofie i wypuściłem głośno powietrze z ust. Brunet usiadł naprzeciwko mnie na fotelu.

– Jak tam? – zapytał się, przyglądając mi się uważnie.

– Umówiłem się na randkę z najpiękniejszą dziewczyną na świecie – wyszeptałem, wciąż w to nie wierząc. To na pewno będzie niezapomniane spotkanie.

***

Wbiegłam szybko do mieszkania Skylet i zamknęłam za sobą drzwi. Plecami dotknęłam ich powierzchni i przygryzłam delikatnie swoją wargę, ciesząc się jak głupia. Czy on naprawdę zaprosił mnie na randkę? Czy ja jestem umówiona na jutro z przystojnym Louisem Tomlinsonem? Proszę, nie mówcie mi tylko, że to głupi sen i że zaraz się z niego wybudzę. Uszczypnęłam się mocno w rękę. Rozejrzałam się wokół siebie. Wszystko jest tak samo. Czyli jednak to nie sen. Całe szczęście!

Z salonu wyszła blondynka, a ja widząc ją rzuciłam jej się na szyję. Nie wiem dlaczego, ale musiałam to zrobić. Byłam naprawdę szczęśliwa. Fakt, to był tylko zwykły plan do wykonania, ale chciałam iść z Lou na tą randkę. Bardzo chciałam. 

Dziewczyna była zdziwiona moim zachowaniem. Wcale jej się nie dziwię. W końcu nie pałałam do niej sympatią, a teraz nagle rzucam się jej na szyję i ściskam tak mocno, że zaraz padnie tu trupem. Może ona myśli, że ja chcę ją zabić? 

– O-on o-on m-mnie prze-przed chwi-chwilą – zaczęłam się jąkać, więc Skylet nie wiedziała co chcę jej przekazać. Och, Abigail, idiotko, dlaczego plącze ci się tak język? Weź się w garść i to powiedz, a nie robisz z siebie jeszcze większą debilkę.

– Hej, Abbie, easy, easy, spokojnie! Uspokój się – powiedziała, a ja wzięłam głęboki wdech, aby opanować emocje. Wypuściłam ze świstem powietrze z ust.

– Zaprosił mnie na randkę! – wykrzyczałam uradowana.

– Ale, że Louis? – spytała równie podekscytowana co ja.

– Tak! Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę. To było mega słodkie. Jest taki kochany – zaczęłam paplać bez sensu, ale dziewczynie wcale to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Cieszyła się z mojego szczęścia. – Tylko nie wiem jak się jeszcze ubrać, bo przecież nie wiadomo dokąd mnie zabierze. Nie mogę się doczekać!

– Mam taką świetną kieckę. Mogę ci pożyczyć, będzie idealnie na ciebie pasować. Och, masz szczęście, że trafiłaś w moje ręce. Zrobię cię na bóstwo – mówiła z zawrotną szybkością. Przerwała jednak, kiedy usłyszałyśmy czyjeś chrząknięcie za naszymi plecami. – No właśnie Abbie, zapomniałam powiedzieć, że masz gościa.

Spojrzałam na osobę, która do mnie przyszła. Ilustrowałam wzrokiem mojego brata i właśnie w tej chwili cały mój dobry humor po prostu wyparował. Co on tutaj robi? Nie wierzę, że ona go wpuściła do domu. Na jej miejscu nie robiłabym tego. Nie po tym co jej zrobił. Swoją drogą miałam mu złożyć wizytę, więc lepiej, że nie musiałam jechać ponownie do Doncaster, tylko on przyjechał do mnie. Rozłożył swoje ręce i czekał aż go przytulę. On się chyba z chujem na łby pozamieniał. Prychnęłam.

– Nie przywitasz się ze mną? – spytał zdziwiony, a swoje ręce mimowolnie opuścił wzdłuż tułowia. Na jego twarzy dostrzegłam zdezorientowanie.

– Musimy poważnie pogadać – oznajmiłam, ciągnąc go za rękę do mojego pokoju.

– O co ci chodzi? – zapytał, kiedy znaleźliśmy się już w pomieszczeniu. Och, zaraz się dowiesz o co mi chodzi ty genetyczny zjebie, który nawet nie potrafi mi powiedzieć prawdy. Taki z ciebie ma być braciszek? To ja podziękuję, ale wolę innego.

– Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że Mandy żyje? – Spojrzałam na niego pytająco. Jego twarz wyrażała wtedy więcej niż tysiąc słów. Kompletnie się tego nie spodziewał. Podrapał się po karku, a po chwili wplątał swoje długie palce we włosy i ciągnął ze ich końcówki raz po raz. Próbował się w ten sposób uspokoić.

– Skąd wiesz, że ta mała suka żyje? – spytał się wyraźnie zdezorientowany.

– Tak się dziwnie złożyło, że byłam dzisiaj z Louisem w Doncaster... – zaczęłam, ale nie było dane mi dokończyć. Ten dupek po prostu przerwał mi moją wypowiedź.

– Powiedz mi, że jej nie widział i on nie wie, że ona żyje. Proszę, Abigail – oznajmił, a jego ręce zaczęły się nerwowo trząść. Oho, ktoś się tu chyba boi o swój plan.

– Nie widział – odrzekłam, a on wypuścił głośno powietrze z ust. – Ale jeśli mi wszystkiego zaraz nie wytłumaczysz, to pojadę do niego i wszystko mu opowiem.

– Nic mu nie powiesz – rzekł. Och, skąd ta pewność siebie? – Lubisz go. Spodobał ci się. Gdy powiesz mu prawdę to cię znienawidzi. Nigdy się do ciebie nie odezwie. Znowu będzie szczęśliwy z Mandy i może zrobią sobie kolejne dziecko. A ty pójdziesz w zapomnienie – szeptał mi na ucho. Miałam ochotę zacząć płakać.

– Danny, powiedz mi do cholery o co w tym chodzi! – wrzasnęłam, odpychając go od siebie. Chciałam znać prawdę. Dlaczego nie mógł mi jej powiedzieć?

– Im mnie wiesz, tym lepiej dla ciebie, siostrzyczko – oznajmił, wychodząc z pomieszczenia. Już po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi od domu.

– Danny!

13 komentarzy

  1. Bym chciała bu Mandy i Louis byli razem. Kocham cię. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A to mały drań. Boże, jak ja nienawidzę brata Abbie. Matko, co za ciota i w ogóle zaraz umrę, przysięgam. Tylko zabić, serio : o
    O MÓJ BOŻE, LOUIS ZAPROSIŁ ABBIE NA RANDKĘ, O MÓJ BOŻE! Jak ja się cieszę, rany ♥ I oboje są tak samo podekscytowani, to jest takie awww <3 Kocham ich! Już nie mogę się doczekać jak to opiszesz. Normalnie mam nadzieję, że będzie dużo pocałunków, hahah :D
    No i przykro mi to mówić, ale nie współczuję Mandy. Nie wiem dlaczego, ale nie lubię jej. Kiedyś wręcz ją kochałam, ale teraz jest Abbie i o wiele bardziej wolę ją niż Mandy.
    Cudowny rozdział, Kochana! ♥
    Pozdrawiam i życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww Lou zaprosił Abby na randke. Aw. Ale to boli bo on nie wie Że Mandy żyje ;( szkoda. Jednak Mattowi zależy na Mandy sskoro w jej obronie stanal. Ładnie, choć.i tak jestem Team Lou i Mandy :D
    Przepraszam że nie komentowalam. Brak internetu . Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh danny ty sukin...
    A rozdział idealny, lol, jak zawsze z resztaw;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaa!!! Abby i Louis? Jestem jak najbardziej na tak! Oo tak! Zdecydowanie!
    Szkoda tylko, że Louisek nie wie, że Mandy nadal żyje. ''Trochę'' mi go szkoda z tego powodu, ale Abby... Ja ich szipuję, oni muszą być razem! Chyba jestem złą osobą... ;/
    Matt stanął w obronie MANDY?! Nieeemooożliiiiweee! To było słodkie, kiedy wyznał jej miłość, ale zarazem okropne, bo on jest dupkiem, fagasem i nie wiem czym jeszcze. Nie lubię go... Nie i już!
    Danny od razu pojawił się na mojej liście ''najmniej lubieni bohaterowie opowiadania'' wraz z Mattem.
    Świetnie wszystko opisałaś, podoba mi się Twój styl pisania i ogólnie wszystko było w porządku! :)
    Czekam na rozdział następny...
    Abby i Loui <3 Ale ona się cieszyła! A ja wraz z nią!! ;3
    Pozdrawiam!
    xx - Plotkara.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też teraz wolę Abbie !!! Labbie shipper <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O boże Mandy podoba mi się jak zareagowała:D Matt no okok, a Lou no niech będzie szczęśliwy ale chciałabym żeby się z M. Spotkali Xd
    Czekam na nexta;*** xx ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. niech Mandy wróci mała potrzebuje matki. Prawdziwiej. Mandy. Mam nadzieję,że Abbie wróci rozum xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Ładny blog :) A co do opowiadania to przeczytam tylko ten rodział bo narazie nie mam czasu, ale widać po początku że niezły :))
    Zapraszam : http://idealnyangieswiat.blogspot.com/ c:

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś moim mistrzem <3 ge-niall-ny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem team Matt i Mandy oraz Lou oraz Abby a opowiadanie suuuuper :>
    @PolusiaLove

    OdpowiedzUsuń
  12. Słoooodko ! I udusze cie. powinnam uczyc sie na sprawdzian dzisiejszy z historii a zamiast tego czytam twojego bloga <3333333

    OdpowiedzUsuń
  13. nie, nie , nie!!!
    Nie lubię Abbie! Zdecydowanie jestem za Louisem i Mandy!
    Mam nadzieję, że w końcu się wszystko wyjaśni!!! Nie wyobrażam sobie inaczej tego.
    Pozdrawiam <3
    P.S. Zapraszam oczywiście do mnie na 5 już rozdział! ;)
    http://prohibited-love-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń